Zgodnie ze starą tradycją (z XXI wieku), w przedostatnią sobotę sierpnia br. emeryci (głównie nauczyciele) wyjechali na Ruś Czerwoną, które Polskę Mieszka I tworzyła, przez książąt ruskich była Polakom zabierana, przez Kazimierza Wielkiego została odebrana, ale dopiero przez Króla Jadwigę AD 1387 siostrze Marii Węgierskiej została zbrojnie z głowy wybita (Król Jadwiga dowodził osobiście).
Celem pierwszym - Kańczuga, związany z włościami (Łańcut i okolice wraz z Katowicami i okolicami – po dzisiejszemu) najbarwniejszej i najbogatszej polskiej panny końca XIV wieku - Elżbiety Pileckiej, pod przymusem za porywacza „wyszła”, odbita i nowemu mężowi, zabójcy porywacza, oddana, znów owdowiała i za pośledniego Granowskiego wydana, – ale majątku mamusia, matka chrzestna poganina Jogałły, mocno pilnowała. Elżbieta Granowska chorągiew rycerską pod Grunwald wystawiła, ale męża w tymże roku straciła – Krzyżacy go struli. Jagielle się podobała coraz bardziej i po śmierci drugiej żony – została trzecią żoną Litwina, który oświadczył: - „Albo ona (Granowska) żoną i królową, albo ja na Litwę wracam!”. Ślubu w Sanoku udzielił i koronę Elżbiecie w Krakowie na głowę włożył biskup Jan Rzeszowski. Była jedyną królową, której o niewierność nie posądzono, i jedyną, która Jagiełło kochał.
Trafiliśmy do kościoła przez „urodzoną Granowską” ufundowanego, odrestaurowanego, z pięknymi ławami gdańskimi AD 1670, nieco młodszą marmurową chrzcielnicą i freskami w prezbiterium AD 1610 spod 21 warstw pobiał i tynków wydobytymi, barwionego azurytem, malachitem i smaltą przez Grzegorza Kwaśniewicza AD 1612 wykonane. Rarytas!
Stamtąd do Pruchnika udaliśmy się, by zdążyć napatrzyć się na drewniane domy podcieniowe do handlu jedyne, a tylko tutaj dają wyobrażenia (jeszcze) o miasteczkach kresowych. Należał on do największej w Polsce w XVII wieku ordynacji Ostrogsko – Zasławskiej; w jej skład wchodziło 51 miast, 973 wsie i 229 folwarków.
Jadąc do Jodłówki mijaliśmy dziś nieeksploatowane, ale największe w Europie złoża alabastru, bez którego gipsowe sztukaterie barokowe nie powstałyby. Dziedzice Łopuszki byli z rodu Scipio del Campo, który z Boną do Polski trafił i szlachcicem został; Roman kopał alabaster (renowacja stiuków na Wawelu), a Michał został pierwszym polskim lotnikiem. Teraz są tu kopalnie gazu ziemnego. (Ksiądz Piotr Scipio del Campo był inicjatorem budowy kościoła w Kraśniku, którego obrona została stłumiona przez milicję w 1959 r., rok przed bardziej znanymi wydarzeniami w Nowej Hucie.) W Jodłówce odwiedziliśmy kapliczkę ze źródłem słynącym uzdrowieniami i kościół z obrazem z AD 1680 przyniesionym z wojny przez żołnierzy i obok źródełka na drzewie umieszczonym. W tymże roku woda ze źródełka chłopcu przez żmiję ukąszonemu życie wróciła; tak wieść niosła i do źródełka, i kapliczki z obrazem, coraz więcej ludzi po pocieszenie i ratunek ściągało. Pisane świadectwo z AD 1743 pochodzi i uleczenie Bartka Panka spod Łańcuta opisuje, co biskupa przemyskiego i papieża Klemensa XIV przekonało i rok później odpust w Jodłówce ustanowił. Na koronację obrazu czekano do AD 1975 i kardynała Wojtyły, bo to jego ręce obraz uświęciły. Gdy w czasie Jaruzelskiego rządzenia korony skradziono, to papież Jan Paweł II w Rzeszowie 2 czerwca AD 1991 nowe korony nałożył. Po spacerze do źródełka i po Ogrodzie Maryjnym, i po zamianie autobusu na sprawny, do Tuligłowów udaliśmy się, by naocznie zbadać, siłę konserwatorów zabytków,
Tuligłowy to nazwa od uratowania uciekinierów z Kresów (tulenia głów), którzy wraz z obrazem przed Tatarami tu się zatrzymali w XV wieku. Tyle legenda, a Bożogrobcy, którzy parafię trzymali, obrazki z obrazem wydawali, „Księgę Łask” od Matki Bożej Dobrej Nadziei otrzymanych - drukiem wydali, murowany kościół postawili, aż do „arcykatolickiego Józefa II”, który nakazał AD 1872 - zabrać wota, z obrazu - sukienki, ze skarbca – gotowiznę, a Zakon skasować. Obraz dostał nowe, złocone, choć drewniane - korony i sukienki i skryty za zasłoną doczekał do koronacji przez św. Józefa Sebastiana Pelczara, ówczesnego biskupa przemyskiego, przy licznym udziale wiernych 8 września 1909 roku w święto Narodzenia NMP. Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, należy do grupy przedstawień Madonny Apokaliptycznej, jak we fragmencie dwunastego rozdziału Apokalipsy św. Jana: - Potem wielki znak ukazał się na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami. Mimo zniszczeń i przemalowań obraz dopiero na obchody Tysiąclecia Chrztu Polski został skierowany do konserwacji i wtedy się zaczęło. Spod przemalowań pokazał swój pierwotny zamysł, kształt i kolor ale…zmienił się tak bardzo, że część wiernych (z niewielką pomocą SB) oskarżyła proboszcza i konserwatora o kradzież cudownego obrazu! W ołtarzu powieszono kopię obrazu sprzed konserwacji, odnowiony oryginał na 31 lat trafił do Kurii Przemyskiej, proboszcz został odwołany, a do parafii trafili Michalici. Proboszcz (od miesiąca) pięknie opowiadał o perypetiach Sanktuarium i o swojej obronie obrazu przed zakryciem go na stałe „sukienkami”. Rozdał nam foldery i zwrócił uwagę na stópkę MB depczącą księżyc – źródło światła odbitego, mylnego – przeciwstawienie Słońca, światła Boga. Więcej proboszczów takich!
Do Chłopic w lesie dojechaliśmy, by drewnianą cerkiew unicką przez Sobieskich jako jedną z 12 świątyń – wotum dziękczynnych za wiktorię wiedeńską ze środków własnych AD 1685 wystawionych – obejrzeć. Kościół zamknięty, ksiądz dopiero z pogrzeby wrócił – ale nam otworzył i ogromną radość sprawił opowieściami. Anna Aloiza Chodkiewiczowa tą ziemią władała – dziesięciomiesięczna małżonka hetmana Jana K. Chodkiewicza – przez 33 lata wdowa i opiekunka „prostego ludu, któremu w Wielki Czwartek nogi umywała”. Potem Maria, wdowa po Janie Zamoyskim, tę ziemię odziedziczyła i została żoną Jana III. Król na odpoczynek tu przyjeżdżał i modlił się po wiedeńskiej wiktorii w leśnej kapliczce, postawionej tam, gdzie kiedyś Korniakt, Grek uszlachcony, na gruszy postać Matki Bożej z Jezusem ujrzał. Kaplicę postawił, obraz według swego widzenia kazał namalować i został pustelnikiem. Sto lat później cerkiew przekazano katolikom, ale budynek z modrzewia (oleistego i dla robaków niedobrego) i dębu (odrzwia, w które gwoździa ani wbić – obie uwagi od proboszcza) z malowidłami – stoi nad podziw! Ołtarz to gratka dla feministek (wierzących) – poza Jezusem Dzieciną same postaci kobiet wyrzeźbione i namalowane - z Zofią Rzymowską i córkami. Freski na drewnianych ścianach, rzeźbiona z jednego kawałka drewna pokrywa chrzcielnicy, rzeźbiony, złocony kandelabr, obrazy wotywne w kaplicy obok kościoła niedawno odkryte i nam okazane, i figury kościoła otaczające dopełniły obrazu – tu czas stanął. Ale – jak mówił proboszcz – las tną na potęgę i niedługo na łące kościół zobaczymy. Za proboszcza cerkwią-kościołem zachwyconego – dziękujmy Panu!
Teraz, mocno wobec założeń spóźnieni, dojechaliśmy do Jarosławia i do Kolegiaty Matki Bożej Bolesnej, gdzie ślub uniemożliwił zwiedzanie, ale… ale ślub się skończył i odzyskaliśmy Kolegiatę dla siebie. W trakcie opowiadania o dziejach Jarosławia, Piety i kolegiaty zjawił się zakrystianin z mikrofonem przenośnym, by lepiej było mnie słychać; nie zauważył, ze używaliśmy zestawów słuchawkowych. Ale za to po zakończeniu części pierwszej zaprosił nas do zakrystii, która się nie tylko od ponad dwu wieków nie zmieniła, ale nawet niedawno zdjęto płytki i teraz stąpaliśmy po ponad dwustuletniej posadzce oryginalnej. Zakrystianin rzekł, że korony z głów Marii i Jezusa nie spadły AD 2012 r. przypadkowo. Sprawdziłem – o. Lucjan Sobkowicz, ekonom u Dominikanów, opowiedział, że na trzechsetlecie konsekracji kolegiaty zamyślił zmienić korony z mosiężnych na złote, ale jubilerzy udowodnili, że Dominikanie nie mają takich pieniędzy. I przed Mszą Św. 28 grudnia klęcząc modlił się: - „Daj Mario znak, czy chcesz tych koron, ale Sama zadbaj o pieniądze, bo ja – ekonom zakonu – ich nie mam.” Ponieważ tabernakulum zasłaniało mu Pietę, więc tylko usłyszał poruszenie wśród wiernych i brat klęczący obok szepnął –„Korony spadły!” Potem poszło jak z płatka – ludzie przynieśli i złoto i srebro, i pieniądze na wykonanie koron, i nowe korony na Pietę 15 września 2013 r. na Rynku Starego Miasta w Jarosławiu nałożył Arcybiskup Tadeusz Gocłowski z Gdańska. Sprawnie udaliśmy się autobusem do Opactwa Benedyktynek, do Czarnej Kaplicy (strop i ściany sczerniały od niemieckiego ognia AD1944) i do sługi Bożej Anny Jenke, nauczycielki. Po odpoczynku w cieniu drzew została tylko bazylika w Przeworsku i Kaplica Bożego Grobu. I tu – drzwi zamknięte, kilkadziesiąt osób czeka. Wreszcie ktoś z kluczami przyszedł, a my szybko zajęliśmy Kaplicę, by obejrzeć obrazy, sztukaterie, freski ścienne i na kopule, i sam Grób Pański, złotem pokryty. Zakon Kanoników Regularnych Stróżów Świętego Grobu Jerozolimskiego sprowadzony do Polski przez Jaksę z Miechowa trafił do Przeworska. To dzięki nim Bożogrobcom, Miechowitom, budujemy w kościołach Groby Jezusa. Tuż przed Mszą Św. opuściliśmy Bazylikę Mniejszą, zrobiliśmy wspólne zdjęcie i do Rzeszowa wróciliśmy.
Uczestnikom DZIĘKUJĘ: za bardzo sprawne przemieszczanie się w upalny dzień, za wspaniałą atmosferę, za korzystanie ze słuchawek po raz pierwszy praktykowanych - też, za dopowiedzi jeszcze bardziej,- w pracowity dzień poznawania Kresów na Podkarpaciu. Sama przyjemność! Dzielił się wiedzą Stanisław Alot, a organizację wycieczki zapewniła Teresa Łebek.
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookie między innymi do celów statystycznych. Aby dowiedzieć się więcej na temat naszej polityki prywatności kliknij tutaj. Akceptuję