Polskie Termopile
17 sierpnia 1920 roku, podczas wojny polsko-bolszewickiej ochotniczy batalion Wojsk Polskich stoczył pod Zadwórzem bitwę na śmierć i życie, jedną z kilku bitew, które zapisały się w historii, jako polskie Termopile. W wąskim przesmyku pomiędzy niewielkim lasem a torami kolejowymi poległ kwiat młodzieży lwowskiej, zagradzając drogę na Lwów oddziałom Pierwszej Armii Konnej Siemiona Budionnego. Z 330 żołnierzy poległo 318, garstkę ocalałych wzięto do niewoli, pozostali, wraz z dowódcą, kapitanem Bolesławem Zajączkowskim, wybrali śmierć samobójczą. Siedmiu poległych, których zwłoki udało się zidentyfikować, spoczęło na Cmentarzu Orląt, pozostałych, bestialsko rozsieczonych szablami, dobijanych kolbami, po śmierci ćwiartowanych i tak zmasakrowanych pozostawionych na pastwę sierpniowego słońca przez rozwścieczonych krwawym oporem budionowców, pochowano na przedpolach Lwowa, których bohatersko bronili, w mogile przy kurhanie z napisem „Orlętom poległym w dniu 17 sierpnia 1920 r. w walkach o całość ziem kresowych”. W okresie międzywojennym odbywały się tu uroczystości rocznicowe z udziałem rodzin poległych, wojska i harcerzy. Kiedy Kresy zostały wydarte Rzeczpospolitej przez Związek Sowiecki, ten uświęcony krwią skrawek ziemi trwał w osamotnieniu, skazany na zapomnienie, a nawet na potępienie i planową dewastację. W ostatnich latach wysiłkiem rąk i serc polskich przywrócono temu miejscu należną mu cześć, jednakże władze niepodległej Ukrainy nie zgodziły się na przywrócenie tablicy z napisem w pierwotnym brzmieniu, a jedynie na krótki tekst w językach polskim i ukraińskim: „Polskim Orlętom poległym w walce z wojskami bolszewickimi”.
Tego lata Stowarzyszenie Gildia Miłośników Nauki i NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty i Wychowania w Rzeszowie, po raz kolejny zorganizowały wyjazd do Zadwórza. Cieszyliśmy się na ten wyjazd, na ten krótki czas patriotycznych wzruszeń, ale i zwyczajnych przyjacielskich spotkań, bo w uroczystościach biorą udział osoby z różnych miast Polski. Wyruszamy z Rzeszowa 19 sierpnia 2017 r. wcześnie rano, słońce prędko wspina się coraz wyżej na bezchmurne niebo, rozpoczynając łaskawe panowanie. Po drodze pola żniwne, odpoczywające przed kolejnym zasiewem, zielone połacie łąk, a na nich wyzłocone słońcem bukiety nawłoci i ostów, i przydomowe pasieki, i jabłonie ciężkie od owoców, połyskujących jak bursztynowe kule, jak koralowe gemmy, jak rubiny. Niezastąpiony Dariusz Zięba tradycyjnie skraca nam drogę opowieściami, a to o malowniczo położonym królewskim mieście Mościska, otoczonym z czterech stron mostami, a to o Rudkach z kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, miejscem pochówku Aleksandra Fredry, w którym kościele pochodzący z Mościsk ksiądz walczy o utrzymanie polskiej parafii, a to o samym Zadwórzu, wciąż nie w pełni nam znanym. Dzięki tym historiom nawet przedłużający się postój na granicy staje się mniej uciążliwy. I tak oto docieramy do Zadwórza. Zmęczone upałem psy, beztroskie kózki i gęsi, majestatycznie a beztrosko przechadzające się po wiejskiej dróżce, urokliwe ogródki i pełne letnich woni skromne sady, nieświadome swego piękna, zdają się nas przyjaźnie witać. Jeszcze tylko żwawy spacer drogą wśród rżysk, pospieszny skok przez tory i jesteśmy na miejscu. Milczenie Poległych skłania do skupienia, cichnie gwar i radosne rozmowy. Poczciwa stara grusza pochylona nad polowym ołtarzem, przy nim sztandary „Solidarności” oświatowej z Rzeszowa i Związku Strzeleckiego „Strzelec”, przy kurhanie warta honorowa. W tym roku 19 sierpnia w uroczystości upamiętniającej poległych żołnierzy w bitwie pod Zadwórzem, uczestniczyła nie tylko społeczność Kresów, ale także licznie przybyłe delegacje z Polski. Obecna była również delegacja Kongresu Polonii Amerykańskiej z Chicago pod przewodnictwem Marii Mireckiej-Loryś, której brat cudownie ocalał z bitwy. W uroczystościach uczestniczył bratanek kpt. Bogusława Zajączkowskiego pan Andrzej Zajączkowski, Minister Jan Józef Kasprzyk Szef Urzędu ds. kombatantów i Osób Represjonowanych, Posłowie RP: Wojciech Buczak, Anita Czerwińska, Sylwester Chruszcz, Piotr Pilch Wicewojewoda Podkarpacki i wielu samorządowców z Polski.
Po mszy odbyło się składanie wieńców, nostalgiczne wspomnienia, wzruszające spotkania. Nie zabrakło również pokrzepienia dla ciała – niemający sobie równych bigos z polskim chlebem, przygotowany przez powiat leżajski, pozwala nam nabrać sił przed powrotnym marszem. Część grupy wraca tą samą drogą, przez tory, reszta wybiera drogę okrężną, ale nie mniej urokliwą, ścieżką wśród pól, na których jak okiem sięgnąć gryka jak śnieg biała. Mamy jeszcze trochę czasu, by przed powrotem do domu wstąpić do Lwowa. Niespiesznie żegnamy tę wieś, w której czas się zatrzymał, te niegdyś polskie obejścia ukwiecone, tych Rycerzy nieśmiertelnych, przed którymi duch Leonidasa chyli czoła, uśmiechając się dumnie nad polskimi Termopilami, nad ofiarą Zadwórza, nad ocalałą Leopolis.
Na pobyt we Lwowie mamy dwie godziny. Każda minuta na wagę złota w tym utraconym mieście. Rozchodzimy się, na poczekaniu planując spacer po mieście. Ci, którzy są tu pierwszy raz, pod opieką Katarzyny Milcarek-Mróz, miłośniczki Lwowa, wstępują do Katedry Łacińskiej, odwiedzają zachwycający gmach Opery, zaglądają do restauracji Atlas, starając się odnaleźć choć część jej przedwojennej atmosfery. Stali bywalcy Lwowa kierują się do swoich ulubionych miejsc, jedni do Masoch Cafe, z zapraszającą do wejścia podobizną autora osławionej „Wenus w futrze”, inni do apteki przy Rynku po sprawunki zamówione przez rodzinę i znajomych ceniących tutejsze specyfiki naturalne, jeszcze inni do katedry ormiańskiej, gdzie anioł z toporem śmierci przeszywa zwiedzających pytającym wzrokiem, każąc cenić skarb życia. Nieopodal ormiańska restauracja z wyśmienitą herbatą, odrobiną koniaku dla zdrowia, deserami słodkimi jak pocałunek i orzeźwiającymi napojami ze świeżych arbuzów, pozwalającymi ugasić pragnienie i zapomnieć o iście armeńskim upale. Czas płynie nieubłaganie, ale w tym przemijaniu właśnie dostrzegamy wartość chwili. Na pożegnanie z głośników sączy się rzewne „Unforgettable, that's what You are...”. Tak właśnie, niezapomniane są nasze wspólne podróże, nasze wyjazdy na Kresy, nasze lwowskie spotkania.
Słońce zachodzi pomarańczowo, oznajmiając, że czas odjeżdżać. Odjeżdżamy, więc duchem wciąż we Lwowie, wsłuchani w modlitewne szepty, zanurzeni w kawiarniany gwar, tonący w zgiełku urokliwych uliczek. Już w Polsce, do wtóru kojącego po upalnym dniu deszczu, śpiewamy patriotyczne pieśni, powracając myślami do Zadwórza, do tych kilkunastu godzin krwawego boju, który przed niemal wiekiem otworzył drogę dwudziestoleciu Wolnej Polski.
Za wspaniałą wyprawę i atmosferę szczególne podziękowania należą się Dariuszowi Ziębie, Bogusławie Budzie i Tomaszowi Pabiszowi.
Tekst : Agata Łuka
Zdjęcia: Bogusława Buda