Bajka o zielonej wyspie
Polacy nie zdają sobie sprawy w jak dramatycznym stanie są dziś nasze finanse publiczne. Nasi Rodacy naprawdę uwierzyli w cuda gospodarcze i pokochali bajki o zielonej wyspie, a ta zielona wyspa na naszych oczach zmienia się w ruchome piaski.
Żonglerka liczbami, stosowanie różnego rodzaju sztuczek księgowych, a zaniechanie niezbędnych reform musiało doprowadzić do wręcz dramatycznej sytuacji. Rok 2010 zakończyliśmy z długiem publicznym rzędu około 800 mld zł, w 2011 roku zanosi się, że będzie go około 920 mld zł, a w roku 2012 osiągniemy gigantyczną kwotę 1 biliona złotych zadłużenia.Ta zielona wyspa zaczyna tonąć w odmętach zadłużenia, mamy dziurę budżetową, która tylko oficjalnie wynosi 40,2 mld złotych, a realnie, uczciwie policzona ponad 120 mld zł. Dług publiczny jest prawie trzykrotnie większy od rocznych dochodów budżetu państwa. Długi mają także samorządy (około 50 mld złotych), koleje (ponad 7 mld złotych), szpitale (około 9 mld złotych), kopalnie (7 mld złotych), ZUS i nawet te rzekomo tak świetnie sprywatyzowane banki na kwotę ponad 160 mld złotych.
Liberalny dogmat i lekceważenie realiów zaćmiły na tyle zdrowy rozsądek, gospodarską troskę, że tak zwany sukces gospodarczy zawdzięczamy w dużej mierze temu, że zadłużamy się na potęgę, wyprzedając wszystko co się da, importując, konsumując i tworząc w naszym państwie prawdziwe El Dorado dla kapitału spekulacyjnego.
W ciągu ostatnich trzech lat dług publiczny Polski wzrósł o blisko 400 mld złotych, a zadłużenie samorządów terytorialnych o 250%. Zadłużenie gospodarstw domowych w latach 2007-2010 przyrosło aż o 200%, blisko 60% Polaków nie ma żadnych oszczędności. Codziennie Państwo Polskie zadłuża się na kwotę ponad 400 mln złotych. Potrzeby pożyczkowe sektora finansów publicznych na 2011 rok określone są w budżecie państwa na poziomie około 170 mld złotych. Mamy więc nie tyle dług publiczny, co dług kosmiczny. Niestety w dużej mierze na własne życzenie tracimy kontrolę nad polskim złotym. W tym roku możemy spodziewać się napływu około 20 mld euro kapitału spekulacyjnego.
Dziś już nie warto pytać czy grozi nam kryzys, ale raczej kiedy będziemy mieli do czynienia z jego kulminacją, jak wielkie mogą być jego rozmiary i społeczne skutki oraz czy i kiedy będzie przygotowany poważny plan ratunkowy, bo za taki trudno uznać tak zwaną „regułę wydatkową” czy wyprzedaż reszty majątku narodowego. Podwyżkami podatków i likwidacją praktycznie wszystkich ulg nie uratujemy dramatycznego stanu naszych finansów publicznych.
Każda bajka zawiera morał, a niekiedy miewa szczęśliwe zakończenie. Bajka o zielonej wyspie opowiadana narodowi od trzech lat nie pokazuje prawdziwego rozwoju wydarzeń w sferze gospodarki i finansów w tym okresie. Budżet państwa na 2011 rok, prognozy budżetowe na lata następne, podwyżki podatków, wzrost bezrobocia, zmiany programu w budowie dróg krajowych, zaniechanie wszelkich reform nie wskazują - w przeciwieństwie do bajkowych rozwiązań – by nasze problemy gospodarcze skończyły się bajkowym happy endem. Jedyna nadzieja w wyborcach, którzy już w tym roku mogą zmienić scenariusz tak, by pojawiła się szansa na szczęśliwe zakończenie.
Stanisław Ożóg
Poseł na Sejm RP, członek Komisji Finansów Publicznych i Komisji Samorządu Terytorialnego